28 lipca 2017

Jezuici. Czy mogą na nowo stać się elitą Kościoła?

(Roy Sebastian, SJ / wikimedia.commons)

Niemal pół tysiąclecia temu Ignacy Loyola udał się przed Boże Oblicze, by odebrać zasłużoną nagrodę. Odchodząc z tego świata zostawił Kościołowi elitarną jednostkę powołaną do walki na pierwszej linii duchowego frontu. Czy dziś święty założyciel zakonu jezuitów może być dumny ze swoich braci?


Zamysłem świętego Ignacego Loyoli, powołującego do życia Towarzystwo Jezusowe, było bezwzględne posłuszeństwo papieżowi oraz umacnianie pozycji Kościoła w świecie. Aby dobrze wywiązać się z powierzonych zadań od samego początku zakon stawiał na wszechstronne wykształcenie i siłę charakteru swoich członków. Przez bardzo długi czas takie podejście przynosiło wspaniałe owoce. Jezuici w roli elity sprawdzali się tak doskonale, że w naturalny sposób stali się kuźnią owych elit – nie tylko duchowych i moralnych, ale również politycznych, społecznych, edukacyjnych oraz naukowych. Dość wymienić choćby polskich jezuitów, którzy – jak Jakub Wujek, Piotr Skarga, Andrzej Bobola czy Stanisław Kostka – wywarli ogromny wpływ na swoich czasach.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Pasja i zaangażowanie, z jakimi duchowi synowie świętego Ignacego oddawali się służbie Kościołowi, były zdumiewające. Tereny obejmowane przez nich misjami rosły w pobożności, a te nie dotknięte dotąd łaską chrystianizacji oddawały się Chrystusowi. Metody służące jezuitom do gromadzenia rozproszonych owiec przy Panu Jezusie były można nazwać – nawet z dzisiejszej perspektywy – niekonwencjonalnymi.

 

W Chinach zakonnicy uczyli matematyki i astronomii; w Nowej Grenadzie (dziś Kolumbia) stawali się niewolnikami czarnoskórych niewolników służąc im, karmiąc wyżebranym wcześniej pokarmem i lecząc ich; w znanej z filmowej „Misji” w reżyserii Rolanda Joffeego Republice Guarani, quasi-państwie zamieszkanym przez Indian Guarani, wcielili system społeczny oparty na zasadzie sprawiedliwości: wymagając od każdego według jego możliwości i dzieląc dobra według zasług. Wszędzie tam, gdzie postawili nogę, jakość edukacji i kultury osiągały niesamowity poziom.

 

Trudno się temu dziwić: Towarzystwo Jezusowe wszystko poświęcało Temu, Którego Imię dzierżyło. Każda praca, czynność i myśl z zasady miała samodoskonalić każdego zakonnika w wierze, nadziei i miłości. Stąd też – również nowatorsko – rezygnowano z cielesnych umartwień, długotrwałych postów, a nawet wspólnotowej modlitwy, gdyż wszystkie podejmowane aktywności miały uczyć osiągania łatwości w znajdowaniu Boga. Każde rozproszenie czy trwonienie sił, duchowych i fizycznych, było traktowane przez Ignacego jako marnotrawstwo.

 

W najmniej spodziewanym momencie, gdy Towarzystwo Jezusowe wyrosło na jedną z największych potęg intelektualnych, kulturalnych, ekonomicznych i politycznych, nie tylko w ramach Kościoła, ale również w kontekście globalnym, papież Klemens XIV w 1773 dokonał kasaty zakonu jezuitów. Powodem było niewywiązywanie się z umów kredytowych, które jezuici zawarli na francuskiej Martynice. Jezuici praktycznie rozproszyli się po świecie, by wrócić dopiero za 41 lat.

 

Powrót Towarzystwa można uznać za spektakularny, gdyż w ciągu 60 lat liczba zakonników wzrosła z tysiąca do ponad 12 tysięcy. Jednak dziś nie są to już ci sami jezuici.

 

Można odnieść wrażenie, że w XX wieku Towarzystwo Jezusowe coraz bardziej odchodziło od ignacjańskiej zasady „uwalniania się od świata, by być dla świata” na rzecz myśli jednego ze swych braci – Karla Rahnera.

 

Ten, urodzony w 1904 roku, uczeń Martina Heideggera otwarcie wywracał zastany porządek rzeczy. Za nic mając Pismo Święte, Tradycję, naukę Ojców i wymiar historyczny Kościoła w sposób jawny przeciwstawiał się postanowieniom papieży i na siłę starał się wyeliminować nauczanie św. Tomasza z Akwinu ze studiów nad Objawieniem. Podważał publicznie nieomylne nauczanie Kościoła w myśl wyznawanej przez siebie zasady, że teologia musi odpowiadać na potrzeby nowoczesnego świata. Wprowadzając do teologii antropocentryzm, koncentrując ją na człowieku, jego „chcę” i „potrzebuję”, zrzucał Boga z piedestału. To przyniosło mu ogromną sławę i uznanie, a sam teolog został jednym z ekspertów podczas II Soboru Watykańskiego. Do dziś cieszy się pośród części teologów nieskrywaną fascynacją. I to mimo, że w 1994 roku, wbrew stanowczym protestom zakonu jezuitów, opublikowana została autobiografia Luise Rinser, z którą –  jak dowodzi autorka – zakonnik miał długoletni romans (choć trzeba dodać, że zdaniem pisarki, nie złamał ślubów czystości).

 

Oczywiście nauki Karla Rahnera nigdy nie zostały uznane za oficjalnie obowiązujące w Towarzystwie Jezusowym, niemniej do dziś widać ich skutki, czyli przyleganie do świata, podważanie odwiecznego nauczania Kościoła i rzucanie teologii w kąt na rzecz psychologizowania. Rzecz jasna niesprawiedliwością byłoby przypisywanie tych wszystkich działań ogółowi duchowych synów świętego Ignacego, ponieważ w szeregach zakonu nie brak wybitnych i bożych żołnierzy nawiązujących do czasów potęgi, niemniej liczne i przebijające się głosy potwierdzają, że nie wszystko działa tak jak powinno i że Kościół stworzył struktury, mogące poważnie go osłabić.

 

Widzieć to miał już Paweł VI, zaniepokojony sposobem, w jaki jezuici podchodzą do teologii, skupiając ją w głównej mierze na człowieku. Papież szczególnie nieufny był wobec ówczesnego przełożonego Towarzystwa, ojca Pedro Arrupe – generał bowiem centrum swojej pracy uczynił teologię wyzwolenia silnie powiązaną z marksizmem. Węzłem gordyjskim w relacjach na linii Stolica Apostolska–jezuici okazała się być 22. Kongregacja Generalna, podczas której zaadaptowano rewolucyjne poglądy i stworzono na ich podstawie dokument o nazwie Nasza misja dzisiaj: Służba wierze i promocja sprawiedliwości. Paweł VI był jego zagorzałym przeciwnikiem, ale jezuickie zgromadzenie nie chciało z niego rezygnować. Mało tego: działając wbrew kościelnemu prawu (bowiem do ważności dekretu wymagana była aprobata papieża) publicznie ogłoszono cykl wykładów mających na celu wyjaśnienie założeń teologii wyzwolenia. Miał to być „cios wyprzedzający” – ewentualna krytyka dokumentu przedstawiłaby bowiem Wikariusza Chrystusa opinii publicznej jako despotycznego władcę. Czy ta zmyślna akcja wpisywała się w główny charyzmat posłuszeństwa Ojcu Świętemu?

 

Choć konflikt trzymano z dala od mediów, w kuluarach miało się wówczas mówić o planach Pawła VI, który zamierzał dokonać kolejnej kasaty zakonu. Jednak targany sprzecznymi emocjami papież Montini porzucił ostatecznie tę myśl.

Ojciec Pedro Arrupe dał się poznać z nie najlepszej strony również Janowi Pawłowi II. Gdy papież Polak usilnie starał się wyrugować zbrodniczy totalitaryzm komunistyczny z Europy, przełożony jezuitów działał na rzecz promocji marksizmu i wprowadzał w życie swoją wizję zarządzania zakonem, niezrozumiałą dla wielu obserwatorów zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz Towarzystwa Jezusowego. W 2008 roku jezuita, ojciec Pasquale Borgomeo przyznał, że działania generała omal nie skończyły się schizmą wśród hiszpańskich jezuitów.

 

Pontyfikat Benedykta XVI obył się bez większych skandali z udziałem duchowych synów Ignacego Loyoli. W jego trakcie odbyła się Kongregacja Generalna Towarzystwa, przed którą sami zainteresowani deklarowali, iż postarają się odnowić swój pierwotny charyzmat oparty na „Ćwiczeniach duchowych”. Jednak wiele wskazuje na to, że wybór na Tron Piotrowy ojca świętego Franciszka – jezuity – na nowo ich ośmielił. Wybrany w 2016 roku przełożony generalny, ojciec Arturo Sosa Abascal, nie raz zasłynął od tego czasu niefrasobliwymi wypowiedziami i zachowaniami: przekonywał, że nie wiemy co Pan Jezus sądzi na temat małżeństwa, gdyż w czasach Jego ziemskiego życia nie było magnetofonów mogących Go nagrać; stwierdził, że szatan jest jedynie „symboliczną figurą”, „konstruktem” myślowym stworzonym przez człowieka, by wyjaśnić zło; a w ostatnim czasie brał aktywny udział w buddyjskich modłach.

 

Inny wpływowy jezuita, ojciec James Martin, redaktor naczelny amerykańskiego czasopisma „America” stale przekonuje, że homoseksualizm nie jest niczym złym i zachęca księży-gejów do „coming outów”.

 

Czy zatem święty Ignacy Loyola może być dumny ze swoich duchowych synów? Pytanie to jest o tyle ważne, iż Towarzystwo Jezusowe skupia obecnie w swych rękach wszystkie najważniejsze kościelne stanowiska: urząd Ojca Świętego, stanowisko prefekta Kongregacji Nauki Wiary (jest nim Luis Francisco Ladaria Ferrer, który w kontrowersyjnych okolicznościach zastąpił Gerharda Mullera) oraz – nazywanego tak nie bez powodu – „czarnego papieża”, czyli autora głośnej wypowiedzi o nieistnieniu diabła, ojca Arturo Sosy Abascala.

 

 

 

Mateusz Ochman



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie