7 sierpnia 2019

Berling upadł. Który „czerwony” następny?

(Zniszczony pomnik Zygmunta Berlinga. Warszawa, 5 sierpnia 2019. Adrian Grycuk [CC BY-SA 3.0 pl (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl/deed.en)])

Gdy ktoś z lewej strony politycznego sporu krytykuje działania PiS-u, często straszy swoich słuchaczy wizją zbudowania nad Wisłą drugiej Białorusi, która (razem z Rosją) stanowi w postępowej narracji ucieleśnienie wszelkiego zła. Mało kto jednak zauważa, że choć niektóre negatywne zjawiska obecne u naszych wschodnich sąsiadów rzeczywiście występują także w Polsce, to ich obrońcami okazują się politycy i zwolennicy… liberalnej opozycji – ludzie, dla których słowo „Białoruś” to wręcz obelga.

 

W linii prostej to kilometr, może półtora. Zaledwie tyle dzieli Rzeczpospolitą od kipiącego stalinizmem białoruskiego muzeum Twierdzy Brzeskiej. Obrońcy tego obiektu w roku 1941 zażarcie walczyli z wojskami niemieckimi, gdyż zaskoczeni i otoczeni… nie mieli innego wyjścia. Sowiecka propaganda zrobiła jednak swoje, dlatego też obrona powstałego w czasach carskich i mającego trzymać w szachu Królestwo Polskie obiektu stała się dla mieszkańców Kraju Rad swoistym Westerplatte, co pozostaje aktualne i dziś.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dlatego też w Brześciu, tuż przy polsko-białoruskiej granicy, istnieje potężny kompleks upamiętniający wydarzenia z czerwca roku 1941. Słowo „potężny” nie jest tutaj ani przypadkowe, ani użyte na wyrost. Na teren muzeum wchodzimy przez olbrzymią betonową bramę w kształcie gwiazdy, zaś z głośników słychać m.in. utwór „Swiaszczennaja wojna” z czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (jak w ZSRR nazywano walkę z hitlerowskimi Niemcami). Po przekroczeniu bramy zmierzamy w stronę gigantycznego placu, ale po drodze wcale nie musimy się nudzić, gdyż chętni mogą zrobić sobie zdjęcie z którymś z sowieckich czołgów oraz przebrać siebie lub dziecko w mundur czerwonoarmisty. Natomiast na samym placu znajdziemy zarówno upamiętnienie obrońców twierdzy, jak i naprawdę wielkie, betonowe konstrukcje: pomniki i obelisk (oraz będącą w II RP kościołem cerkiew, którą po upadku ZSRR odbudowano). Wszystko – poza niewielkimi w porównaniu z pomnikami i obeliskiem zabudowaniami cerkiewnymi – w stylu przywodzącym na myśl stalinizm. Monumentalizm, beton, gwiazdy, sierpy, młoty.

 

Ale to przecież tylko jedno miejsce. Poza tym – pomijając aspekt propagandowy – w Brześciu faktycznie trwały walki z Niemcami. Może więc ktoś postanowił nie zmieniać charakteru owego muzeum, by dobrze oddać realia roku 1941. O, święta naiwności! Przecież obiekty nawiązujące do komunizmu rozsiane są po całej Białorusi. Co kawałek pomnik Lenina, a w Mińsku największy pomnik lidera bolszewików w całym były Związku Sowieckim! I to nie w byle parku, a w centrum miasta, przed budynkiem, nad którym powiewa flaga państwa (nawiązująca zresztą do flagi Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej). W środku siedzibę ma m. in. białoruski rząd (o obecności pilnującego porządku mundurowego wspominać chyba nie trzeba). Na Białorusi czczony jest jednak także Feliks Dzierżyński. Krwawy twórca sowieckich służb ma w Mińsku pomniki. Trzeci z nich został odsłonięty… nie szanowni Państwo, nie w latach 80., a w roku 2012! Ponadto, za sprawą braku dekomunizacji, najwyższy szczyt górski w kraju naszych wschodnich sąsiadów to… Dzierżyńska Góra. Gdyby natomiast ktoś z Państwa był w Mińsku i chciał wybrać się do katolickiej archikatedry, to znajduje się ona przy ulicy Lenina (a dokładniej między ulicą Lenina, ulicą Rewolucyjną, ulicą Komsomołską a ulicą Międzynarodową).

 

Tyle Białoruś, kraj – jak się zdaje – z najczarniejszych snów polskiej opozycji lewicowo-liberalnej. Kraj, którego rozwiązania ustrojowe – wedle postępowych polityków i mediów – chce powielać nad Wisłą Jarosław Kaczyński.

 

Można mieć jednak wątpliwości, czy PiS – pomimo niewątpliwie socjalistycznych skłonności – faktycznie chce skopiować do Polski białoruski model gospodarczy, z niewydajnymi kołchozami na czele. Może więc Kaczyński z Morawieckim pragną powielić łukaszenkowski autorytaryzm? Cóż, to także wątpliwe, acz w tej sprawie ile osób, tyle opinii. Natomiast z całą pewnością jest w Polsce środowisko polityczne, któremu bliżej – niżby się to mogło im samym wydawać – zarówno do białoruskich rozwiązań jak i do lidera rosyjskich komunistów Giennadija Ziuganowa, który likwidującej komunistyczne pomniki Polsce zarzucił niewdzięczność. Mowa o lewicowo-liberalnej opozycji.

 

Kto bowiem głośno krytykował dekomunizację przestrzeni publicznej w Polsce? Kto w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego przywrócił w rządzonej przez siebie Warszawie komunistyczne nazwy ulic? Kto protestował, gdy PiS obniżał emerytury funkcjonariuszom „czerwonego” aparatu terroru? Kto obiecał przywrócić esbekom emerytury w dawnej wysokości? Nie wiem jak Państwo, ale ja mam dziwne wrażenie, że to ci sami ludzie, którym niemal każde działanie aktualnie rządzących kojarzy się z pełną pomników Lenina Białorusią.

 

Tymczasem w kwestii walki z komunistycznymi symbolami i upamiętnieniami PiS wykonał pewne działania (fakt, że niedoskonałe, co niekiedy pozwala lewicowo-liberalnym samorządowcom na rekomunizację przestrzeni publicznej; fakt, że w dekomunizacji zabrakło konsekwencji lub górę brała strategia polityczna, przez co w telewizji publicznej w ostatnich latach nie brakowało pozaparlamentarnych „czerwonych” dinozaurów). Jednak mimo licznych niedoskonałości zaszła w tej materii wyraźna poprawa, a w wielu miastach twórcy nadwiślańskiej kolonii Związku Sowieckiego przestali „patronować” ulicom i skwerom.

 

Nie można jednak spoczywać na laurach. Sporo jest jeszcze do zrobienia, o czym przypomniało nam niedawne obalenie pomnika Zygmunta Berlinga na warszawskiej Saskiej Kępie. Fakt, że taki pomnik w ogóle istniał w Polsce A.D. 2019, jest wstydem dla całego społeczeństwa. Dlatego też najwyższy czas coś z tym w końcu zrobić! Jednak to uprawniona do tego władza – a nie obywatele – powinna przywracać społeczny porządek naruszony przez publiczne upamiętnianie komunistów.

 

Dobrą okazją do wyrzucenia na śmietnik historii wszelkiej maści „czerwonych” monumentów będzie rok 2020 – setna rocznica pokonania na przedpolach Warszawy bolszewików. Wtedy nasi przodkowie pogonili z Ojczyzny komunistów, a dziś to my, oddając hołd prawdziwym polskim bohaterom, powinniśmy zadbać, by w całej Rzeczypospolitej nie stał ani jeden dowód „wdzięczności” Armii Czerwonej za „wyzwolenie”, które okazało się kolejną okupacją.

 

Ustawa o dekomunizacji przestrzeni publicznej przyniosła wiele dobrego, jednak nie pozwoliła pozbyć się z kraju wszystkich „czerwonych” ulic i obelisków. Z informacji uzyskanych przez portal PCh24 w IPN wynika, że nie istnieje nawet lista pomników odwołujących się do komunizmu (gdyż zgodnie z prawem nie leży to w gestii Instytutu, a urzędów wojewódzkich). Może więc czas zmienić ustawę, by skutecznie usunąć z Polski ślady po sowieckiej okupacji oraz groźnej ideologii?

 

Do 15 sierpnia 2020 mamy rok. Nie zmarnujmy go. Zróbmy wszystko, aby Ambasada Rosji w Polsce musiała zaktualizować opublikowany na swojej stronie „Wykaz miejscowości Rzeczypospolitej Polskiej, w których zdemontowano pomniki radzieckich żołnierzy-wyzwolicieli”.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie