3 marca 2016

Co z „uchodźcami”? Czyli PiS między młotem elektoratu, a kowadłem geopolityki

(fot. Tomasz Adamowicz/FORUM )

Przeglądając komentarze dotyczące wyczynów imigrantów z krajów islamskich w Niemczech czy Szwecji, które zamieszczane są na forach internetowych i portalach społecznościowych, coraz częściej możemy spotkać się z zarzutami pod adresem polityków Prawa i Sprawiedliwości. Nie dotrzymali złożonej przed wyborami obietnicy nie przyjmowania żadnych „uchodźców” – uważa wielu internautów. Zawiedzeni narzekają, że utworzony po zwycięskich wyborach rząd podtrzymał ustalenia poczynione przez poprzednią koalicję PO-PSL. Tymczasem sprawa nie jest tak oczywista.

 

To prawda, że politycy Prawa i Sprawiedliwości przed jesiennymi wyborami, bardzo negatywnie wypowiadali się na temat działań Unii Europejskiej, która chce zmusić nas do przyjmowania nadwyżki muzułmanów przybyłych do Europy z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Bez mała wszyscy politycy PiS, którzy się na ten temat wypowiedzieli, jednoznacznie twierdzili, że są temu przeciwni. Argumentując, wymieniali wszystkie patologie i zagrożenia, jakie towarzyszą masowemu napływowi obcych cywilizacyjnie i wyznaniowo przybyszów. Swoje mocne trzy grosze dorzucił wówczas także prezes PiS Jarosław Kaczyński, mówiąc o zagrożeniu epidemiologicznym, jakie stwarzają ci przybysze. Chyba jednak zresztą nie miał racji, bo uzbrojeni w smartfony i markowe ubrania „uchodźcy” nie wyglądają bynajmniej na zabiedzonych, czy niedożywionych. Przeciwnie, jak pokazała kolońska noc sylwestrowa, są w wyjątkowo dobrej kondycji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Mylą się jednak ci wszyscy, którzy zarzucają politykom PiS obietnice, że jak dojdą do władzy, to nie przyjmą narzucanych przez UE „uchodźców”. Prawda jest taka, że niczego takiego nie obiecywali. Owszem, wszyscy jednym chórem mówili, że są przeciwni, że się nie zgadzają, ale to nie to samo co „nie przyjmiemy”. Taka deklaracja do dnia dzisiejszego nie padła z ust żadnego polityka PiS, a już na pewno z ust polityka należącego do kierownictwa tej partii. Powinniśmy pamiętać, że czym innym jest sprzeciwianie się czemuś, a czym innym nie robienie tego. Prawdopodobnie przygniatająca większość przedsiębiorców jest przeciwna płaceniu składek ZUS-owskich, ale mimo to płacą je, bo nie mają wyboru. W najdalej posuniętych deklaracjach zapewniano co najwyżej, że po dojściu do władzy nowy rząd spróbuje „odkręcić” poczynione przez Ewę Kopacz ustalenia, co i tak z góry było skazane na niepowodzenie.

 

Spacer po linie nad przepaścią

 

Nie mniej, nieporozumienia dotyczące kwestii przyjmowania imigrantów wyraźnie wskazują, że w społecznym odbiorze stanowisku PiS brak klarowności. Powtarzam – w społecznym odbiorze. Analizując dotychczasowe wypowiedzi i poczynania, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że polityka PiS odnośnie zmuszania przez Komisję Europejską państw członkowskich do przyjmowania islamskich imigrantów przypomina spacer po linie nad przepaścią. Zauważmy, że PiS wprawdzie nie obiecało, że nie przyjmie imigrantów, ale też i nie obiecało, że ich przyjmie. Owszem, rząd Prawa i Sprawiedliwości formalnie uznał ustalenia poczynione przez koalicję PO-PSL, ale jednocześnie faktem jest, że jak dotychczas na podstawie tych ustaleń do Polski nie wjechał ani jeden „uchodźca”.

 

Analiza dotychczasowych poczynań PiS prowadzi do dwóch zasadniczo przeciwstawnych wniosków. Jarosław Kaczyński jest politykiem pragmatycznym, tzn. takim, który nie zrobi niczego, na co by nie było społecznego przyzwolenia. A przyzwolenia na osiedlanie w Polsce w znacznej ilości obcych cywilizacyjnie i kulturowo imigrantów po prostu nie ma. Jednocześnie Jarosław Kaczyński wielokrotnie deklarował, że PiS nawet nie rozważa wystąpienia z Unii Europejskiej. Mając to na uwadze można przypuszczać, że z jednej strony PiS nie chce przyjąć „uchodźców”, z drugiej, jako partia (przynajmniej na poziomie deklaracji) prounijna nie chce zadrażniać stosunków z Brukselą.

 

Sto, a może dwieście tysięcy, czyli gra o wielką stawkę

 

Na chwilę obecną trudno jest przesądzić jak zakończy się to przeciąganie liny. Musimy być jednak świadomi, że gra toczy się o naprawdę wielką stawkę, być może o nasze przetrwanie jako narodu. Z jednej więc strony mamy naszą przyszłość, a z drugiej ogromne naciski Berlina i Brukseli w sprawie masowego osiedlenia na naszym terytorium islamskich przybyszów, którzy zresztą nie bardzo chcą u nas żyć. Sytuacja jest naprawdę poważna.

 

Z pewnością mało kto już pamięta, jak w kulminacji kampanii przed wyborami parlamentarnymi pojawiła się informacja, że premier Kopacz zgodziła się na przyjęcie 100 tys. imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Tygodnik „wSieci” w wydaniu z 12 października pisał: „Nawet 100 tys. imigrantów może po wyborach trafić do Polski — ustaliliśmy w wiarygodnych źródłach w Komisji Europejskiej w Brukseli. (…) A opinia publiczna jest świadomie oszukiwana: bo rząd Ewy Kopacz już się na to po cichu zgodził, tylko wybłagał zwłokę w realizacji tego planu. Oczywiście ze względu na wybory”.

 

Co ciekawe, wówczas informacja ta przeszła bez jakiegokolwiek echa, a wydaje się ona niezwykle istotna dla zrozumienia tego, co się obecnie dzieje. Szczególnie ważna jest fraza: rząd Ewy Kopacz już się na to po cichu zgodził. Znamienne, że sprawa owych 100 tys. imigrantów niedawno powróciła jak bumerang, z tą różnicą, że od października ub. r. liczba potencjalnych osadników podwoiła się. Podczas niedawnej konferencji zorganizowanej przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, Jakub Skiba stwierdził, że Komisja Europejska może zmusić Polskę do przyjęcia od 100 do 200 tys. imigrantów z Bliskiego Wschodu. – Niestety są to poważne naciski. Jesteśmy otaczani pewnym ostracyzmem i musimy czynić wiele zabiegów, żeby przedstawiać nasze działania o interesy Polski i krajów regionu jako działania w pełni europejskie – relacjonował. Sprawa jest więc bardzo poważna.

 

Można oczywiście powiedzieć, że podczas listopadowego szczytu UE premier Beata Szydło zdecydowanie sprzeciwiła się przyjmowaniu do Polski islamskich przybyszów ponad te siedem tysięcy zaakceptowane przez Ewę Kopacz. – Nie ma zgody Polski na przyjęcie kolejnej grupy uchodźców stwierdziła wówczas Premier Szydło. Ale zaraz po tym dodała, jakby przecząc sobie, że Ten temat będzie jeszcze dyskutowany. No więc jak to w końcu jest? – nie ma zgody, a mimo to będziemy jeszcze o tym dyskutować?

 

Nie warto układać się z trupem

 

Bez wątpienia liderzy Prawa i Sprawiedliwości bardzo uważnie wsłuchują się w puls wydarzeń. Pozostaje nam mieć nadzieję, że ich poczynania, zaniechania i deklaracje są finezyjną grą z UE w interesie Polski. Ostatnie wypowiedzi czołowych polityków PiS wydają się sugerować ewolucję dotychczasowego stanowiska wobec referendum. Znaczącą wypowiedź wygłosiła w tej kwestii sama premier Beata Szydło przy okazji podsumowania stu dni swoich rządów. – Nie wiem, czy to jest dobre rozwiązanie. Być może tak (…). Zakładam, że w pewnym momencie trzeba będzie zapytać Polaków o to, czy powinniśmy przyjmować migrantów – oceniła. Wcześniej w podobnym duchu wypowiedział się senator Jan Maria Jackowski.

 

No cóż, widocznie sondaże nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Ale być może nie chodzi tylko o to, że przybywa Polaków, którzy zdecydowanie sprzeciwiają się przyjmowaniu islamskich imigrantów. Nie bez znaczenia jest też to, że na naszych oczach rozsypuje się Unia Europejska w kształcie, jaki dotychczas znaliśmy. Z pewnością perspektywa czerwcowego referendum w Wielkiej Brytanii w sprawie ewentualnego wystąpienia tego kraju z UE, ma też znaczenie w rachubach PiS, bo czy warto narażać bezpieczeństwo narodowe w imię dotrzymywania umów w ramach czegoś, co za kilka miesięcy może być politycznym trupem, atrapą, za którą niczego już nie ma?

 

Ostatnia wypowiedź pani Premier, każe przypuszczać, że na lutowym szczycie UE polski rząd nie zobowiązał się do respektowania ewentualnej zgody rządu Ewy Kopacz na przyjęcie nawet 200 tys. islamskich przybyszów. Miejmy więc nadzieję, że mimo wszystko wypowiedź ministra Skiby nie jest elementem „zarządzaniem emocjami” w celu urobienia społeczeństwa, aby zaakceptowało przyjęcie dużej liczby islamskich przybyszów, lecz wezwaniem do mobilizacji.

 

Warto również wspomnieć o niepokojącym zjawisku, jakim jest coraz większa liczba przypadków nękania internautów przez wymiar sprawiedliwości za krytyczne komentarze pod adresem zalewających Europę muzułmanów, którzy dopuszczają się przestępczych ekscesów na niespotykaną skalę. W środowiskach lewicowych może być to odbierane jako przyzwolenie władz na nękanie przeciwników zasiedlania Polski muzułmanami pod pretekstem czynienia praworządności, a konkretnie walki z tzw. „nienawiścią”. Jest to bardzo niepokojący sygnał.

 

Sytuacja jest więc wciąż niejasna, także i dlatego, że dotychczas z ust pani Premier nie padła rozwiewająca wszelkie wątpliwości deklaracja „nie przyjmiemy nikogo”. Musimy więc bardzo uważnie przyglądać się poczynaniom rządu, udzielając mu jednocześnie wsparcia w postaci obywatelskiej aktywności, czego wyrazem jest także akcja zbierania podpisów pod wnioskiem o zorganizowanie referendum, w którym Polacy wypowiedzieliby się w kwestii przyjmowania obcych kulturowo i cywilizacyjnie przybyszów. Ewentualny, wyrażony na tej drodze, sprzeciw byłby wydatnym wzmocnieniem pozycji rządu w dyplomatycznych zmaganiach z Brukselą. Chociaż, gdyby istniała silna polityczna wola, to i bez tego wsparcia rząd świetnie by sobie poradził.

 

Krzysztof Warecki

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie