Podczas niedzielnych protestów antyrządowych w irańskich mieście Dorud zginęły dwie osoby. Władze nie mają sobie nic do zarzucenia i twierdzą, że winni rozlewu krwi są agenci obcych sił, a nie siły rządowe.
Habihullah Chodżasterpur, wicegubernator prowincji Lurestan stwierdził, że ani Policja, ani siły bezpieczeństwa nie strzelały do demonstrantów i zapewnił, że są dowody na to, że w starciach udział brali wrogowie rewolucji. Mieli być to sunnici należący do Państwa Islamckiego.
Wesprzyj nas już teraz!
To pierwsze ofiary śmiertelne trwających od czwartku antyrządowych protestów. Obywatele mają dość wszechobecnej korupcji, drożyźnie, bezrobociu i sprzeciwiają się finansowaniu terrorystów.
Na razie na protestujących nie zostały wysłane elitarne jednostki Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej, ale jej dowództwo już zagroziło, jeśli demonstracje będą kontynuowane, ich uczestnicy zostaną „zmiażdżeni żelazną pięścią narodu”. Równocześnie władze okroiły działalność mediów społecznościowych w kraju.
Wcześniej prezydent USA Donald Trump wsparł działania obywateli i wskazał, że opresyjne reżimy nie mogą trwać wiecznie.
Źródło: tvp.info
MA