1 kwietnia 2013

Ostoja polskości, raj utracony

(Muzeum Architektury Drewnianej w Suchej. Modrzewiowy klasycystyczny dwor Cieszkowskich. Fot. Krzysztof Wojciechowski/FORUM)

Jeśli mielibyśmy wysnuć jakąś wspólną ideę dla wizji polskiego dworu, to chyba byłaby to idea utraconych marzeń o wolnej Polsce. Z każdego tekstu przebija ten bardzo istotny element – pierwiastek tęsknoty. Widać go bardzo wyraźnie u niemal wszystkich pisarzy: raj utracony, niemalże święte miejsce, którego już się nie odzyska – mówi o dworze w powojennej prozie dr Piotr Pirecki, literaturoznawca, pracownik łódzkiego IPN.  

 

Jaki obraz ziemiaństwa przekazała nam powojenna literatura polska?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ten obraz był złożony. Do roku 1956 praktycznie milczano na temat ziemian. Wytworzono model chłopa-kułaka, funkcjonujący właściwie przez cały okres tzw. socrealizmu. Dopiero po wspomnianej dacie rozpoczęły się nieśmiałe próby pokazywania środowisk ziemiańskich. Myślę tu przede wszystkim o Jarosławie Iwaszkiewiczu i jego zawartej w „Sławie i chwale” wizji jakby utraconego raju, utraconej młodości, ojczyzny nawet. Mamy tam ukazany świat Kresów, a pamiętajmy, że w kraju właściwie nie można było mówić o ziemiaństwie tak otwarcie, jak uczynił to ten pisarz.

 

Zupełnie inaczej sprawa wyglądała w literaturze emigracyjnej. Tutaj, przede wszystkim u Odojewskiego w Zasypie wszystko, zawieje…, świetnie ukazany został ogromny antagonizm polsko-ukraiński i dwór polski, poddany nieprawdopodobnym wręcz represjom ze strony owej „ukraińskiej prostoty” – UPA.

Podobnie w „Dolinie Issy” Czesława Miłosza znów świat Kresów pełen jest pierwotnego witalizmu, okrucieństwa, a w to wszystko wkomponowany został polski dwór jako miejsce tradycji, jako swoisty świat zatrzymany w czasie, miejsce, gdzie bohater przechodzi pewne inicjacje, dojrzewa, ale tak naprawdę nie dorasta. I chyba właśnie taki jest ów dwór i w ogóle środowisko ziemiańskie w polskiej prozie. Jest to ostoja tradycji, miejsce, gdzie kumuluje się polskość, ale i jednocześnie pewien stan wewnętrznej niedojrzałości. To zostało wychwycone niemal we wszystkich powieściach odnoszących się do ziemiaństwa.

 

W prozie polskiej dwór i w ogóle środowisko ziemiańskie nie do końca funkcjonowały na zasadzie miejsca, które miałoby szanse rozwijać się w czasie, tym bardziej, że inaczej wyglądała sytuacja polskiego ziemiaństwa  w XIX wieku, a inaczej w XX stuleciu, kiedy o ziemiaństwie możemy mówić tylko w odniesieniu do okresu międzywojennego. Później przyszła wojna, wysiedlenia, nastąpiło uruchomienie całego mechanizmu zła, które doprowadziło do takiego symbolicznego obłupywania dworu z tego, co nazywamy Polską.

 

Oczywiście, nie można powiedzieć, że w odnoszącej się do tego tematu literaturze funkcjonowała jakaś jedna wspólna matryca, że ten obraz jest wynicowany z większego kontekstu społecznego, bo na przykład już Melchior Wańkowicz w „Szczenięcych latach” pokazał dwór jako miejsce, gdzie następuje pierwsze zapoznanie ze światem. Jako miejsce wychowania, ale także dojrzewania. Jeśli mielibyśmy wysnuć jakąś wspólną ideę dla wizji polskiego dworu, to chyba byłaby to idea utraconych marzeń o wolnej Polsce. Z każdego tekstu przebija ten bardzo istotny element – pierwiastek tęsknoty. Widać go bardzo wyraźnie u niemal wszystkich pisarzy: dwór to jest ten raj utracony, niemalże święte miejsce, którego już się nie odzyska.

 

Co ciekawe, najwięcej pisze się o dworze funkcjonującym na Kresach, a pomija się czy też mówi znacznie mniej w literaturze o sytuacji dworu polskiego na ziemiach zachodnich. A przecież chociażby w poznańskiem środowiska ziemiańskie były bardzo silne.

 

Wspomnieć można też o wizji Marii Dąbrowskiej, która w „Dziennikach” pisała również o dworze czy o ziemianach jako warunkujących żywot wprawdzie mozolny, ale i uczciwy. Dwór, przewijał się w jej powieściach bardzo często i jawi się tam jako miejsce, do którego – jak miała przeświadczenie – nigdy nie powróci.

 

Oczywiście, na tym tle w literaturze ukazywane były także różne kłótnie, waśnie, niesnaski, ale na pierwszy plan wybija się żal za taką Polską, która była już reliktem przeszłości, była symbolem pewnej etykiety, nadawała pewien sznyt społecznemu życiu. I z tym właśnie kojarzyły się dwór i polskie ziemiaństwo.

 

Skoro był to obraz na ogół pozytywny, to zapewne pisarze nie uniknęli problemów z cenzurą.

 

Oczywiście, Jarosławowi Iwaszkiewiczowi ocenzurowano „Sławę i chwałę”. To samo dotyczyło powieści Anny Ginter, która w swoich utworach powracała do domów szlacheckich, ziemiańskich. Wielokrotnie wyrzucano całe akapity, całe ustępy, mimo protestów Jerzego Andrzejewskiego, który w 1953 roku, krótko po śmierci Stalina otwarcie zwrócił się do cenzury partyjnej, by nie kaleczyć dzieł literackich, bo te ingerencje właściwie odbierają literaturze sens.

 

Cenzura ingerowała bardzo silnie, ale jeżeli nie było w utworze, na przykład obrazu wkraczających do Polski wojsk sowieckich czy też nie było mowy o enkawudzistach, to pewne obrazy były przechowywane w pamięci. Bardzo inteligentnie pokazał to w „Sławie i chwale” Iwaszkiewicz, zawieszając pewne sytuacje tam, gdzie nie mógł opowiedzieć ich wprost. Używał języka ezopowego, pseudonimował pewne zjawiska czy sytuacje, poprzez używanie kodu adresowanego do czytelników.

 

W okresie PRL czytelnicy byli doskonale wyczuleni na takie rozmaite chwyty, jak np. użycie zaimka „oni” (oni wkroczyli; oni weszli – wiadomo, o kogo chodziło). Cenzor nie mógł oficjalnie zaprotestować, bo formalnie nie można było się do czego przyczepić, ale czytelnicy doskonale rozumieli właściwy sens tych sformułowań. Cenzurę zatem omijano zgrabnymi zabiegami.

 

Jeśli dochodziło do ingerencji, czego one dotyczyły?

 

Najczęściej właśnie relacji polsko-rosyjskich. Szczególnie mocno przestrzegano tego, by nie było mowy o Katyniu, i nie było. Żeby nie pojawiały się informacje o wkroczeniu armii sowieckiej do Polski, by w utworach nie znalazły się informacje dotyczące zbrodni czynionych przez żołnierzy sowieckich na terenie naszego kraju. Już w 1945 roku „oni” byli szalenie wyczuleni na kwestie tzw. prawomyślności, rozumiane jako przestrzeganie pewnego sposobu pisania, nieingerującego właściwie w sferę polityki.

 

Mimo odwilży, jeszcze do samego końca PRL o pewnych rzeczach nie można było otwarcie mówić. Sprawa katyńska, na przykład, jeśli w ogóle się pojawiała, to w sposób bardzo, bardzo skromny.

 

Mówi Pan o literaturze ambitniejszej, a czy w tej popularnej, warsztatowo uboższej, przeznaczonej dla mniej wymagającego czytelnika obraz ziemiaństwa był inny?

 

Sfery ziemiańskie nie były w tej literaturze szczególnie eksponowane, raczej nie zwracano na nie uwagi. Uważano, że ziemiaństwo jest reliktem przeszłości i nie warto sobie w tzw. literaturze propagandowej zawracać nim głowy. Propagowano natomiast inne wzorce, powstał na przykład cały nurt tzw. literatury milicyjnej. Kreowano raczej wzorce pozytywne, a ponieważ nie można było pokazywać dobrego ziemianina, bo taki w oficjalnym przekazie nie występował, nie mówiono o ziemianach w ogóle. Bardzo ciekawe pod tym kątem są chociażby powieści Wiesława Myśliwskiego, np. „Pałac”, chociaż tu znowu wkraczamy w nurt literatury tzw. wysokiej. Co jest intrygującego w „Pałacu”? Otóż, zwykły chłop przechadza się na kartach tej powieści po komnatach pałacu, opuszczonego przez dziedzica, który gdy zaobserwował, że zbliża się front, spakował cały swój dobytek i uciekł przed armią sowiecką (jak to zostało ujęte w tekście, „gdy dochodziły odgłosy frontu”, co już było sygnałem dla czytelnika). Ten chłop, zwykły owczarz pracujący u dziedzica podczas tego spaceru identyfikował się z wizerunkami przodkami dziedzica. W końcu, w pewnej chwili uwierzył w to, że sam jest panem!

 

Czy po 1989 roku ziemiaństwo odzyskało należne sobie miejsce w prozie? Jeśli tak, to twórczość  których pisarzy w tym nurcie uznaje Pan za godną polecenia?

 

Nie można mówić, że nastąpiła jakaś pełna restytucja tego tematu, ale spotykamy takie próby u na przykład u Ireneusza Iredyńskiego. To samo w nurcie powieści kobiecej, na przykład u Małgorzaty Kalicińskiej w „Domu nad rozlewiskiem” – powieści słabej, ale zawierającej intrygujący motyw mitu ziemiańskiego. Próba przywrócenia go dokonuje się także poprzez wznowienia dawnej literatury, a więc „Nocy i dni” czy „Lalki”, można by wymieniać znacznie dłużej.

 

Czy literatura emigracyjna w okresie PRL opisywała ziemiaństwo podobnie jak krajowa?

 

Inaczej, jak chociażby Gombrowicz, mający krytyczny stosunek do ziemiaństwa, do emigracji i problemu polskości. Weźmy z jednej strony jego „Dzienniki”, a z drugiej dwór w Bolimowie, który został pokazany w Ferdydurke” wydanej co prawda w 1938 roku. Mamy tam konflikt pan-chłop, pana, którzy może uderzyć w gębę, spoliczkować oraz chłopa, który się temu poddaje. W „Dziennikach” pisarz opisał dużo dokładniej swoją pewną pogardę do ziemiańskości, on w istocie  lekceważył swe pochodzenie i dawał temu mocny wyraz podkreślając, że wyrywał się rodzicom próbującym – w jego optyce – na siłę wtłoczyć go w schemat dziecka z dobrego rodu.

 

Bodaj najgłębszy obraz ziemiaństwa w nurcie literatury emigracyjnej zarysował jednak wspomniany już wcześniej Włodzimierz Odojewski. Powiedziałbym, że to ziemiaństwo Odojewskiego jest taką ostatnią redutą polskości, jednocześnie niebezbronną i niepozbawioną szans na przyszłość, ale zdolną stawiać opór wobec gwałtów zadawanych Polakom. Mamy tu obraz Pawła, głównego bohatera  Zasypie wszystko, zawieje… – akowca, który walczy i przeciwstawia się swojemu bratu ciotecznemu, stojącemu po stronie Ukraińców. Odojewski buduje też w swych powieściach, chyba najgłębiej w skali polskiej powojennej literatury emigracyjnej, problem tożsamości. Tak, to niesłychana powieść, przedstawiająca dwór jako miejsce właściwie samotne.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Roman Motoła

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 044 zł cel: 300 000 zł
42%
wybierz kwotę:
Wspieram