24 września 2017

Alternatywa dla Niemiec w Bundestagu. Co sukces tej partii oznacza dla Merkel, Niemców i Polaków?

(fot. REUTERS/Ralph Orlowski/ FORUM)

Szefowa CDU po raz już czwarty zostanie niemieckim kanclerzem, stając przed historyczną szansą piastowania tego urzędu przynajmniej tak długo, jak jej polityczny patron, Helmut Kohl. Jest jednak pewne, że nowy Bundestag nie będzie już takim samym miejscem. Zatroszczy się o to kilkudziesięciu deputowanych AfD.


Pierwszym problemem do rozwiązania po wyborach będzie kwestia koalicji. Najbardziej narzucającym się wariantem byłaby kontynuacja obecnej tak zwanej „wielkiej koalicji”, a więc wspólnych rządów chadecji z socjaldemokratyczną SDP Martina Schulza. Jak zapowiadają politycy tej partii, nie ma jednak o tym mowy i wybierają opozycję. Można dodać, że to prawdopodobnie tylko uznanie rzeczywistości –  dla Merkel nie byłaby to zdecydowanie koalicja pierwszego wyboru. SPD to silny partner i trzeba byłoby mu ustąpić wiele miejsc w rządzie. Poza tym dla nikogo nie jest tajemnicą, że spojrzenie na rozmaite kwestie jest w obu partiach kolosalnie odmienne. W polityce wewnętrznej to choćby kwestie socjalne, w zewnętrznej – przyszły kształt Unii Europejskiej oraz stosunek do Turcji. Dla CDU/CSU idealnym partnerem byliby liberałowie z FDP. Partia Christiana Lindnera jest dość niewielka – dałoby się ją łatwo zdominować. Problem w tym, że tego właśnie obawiają się sami liberałowie. Na krótko przed wyborami Lindner zapewniał, że wejście do rządu nie jest dla niego celem samym w sobie. Nic dziwnego. Czterolecie w cieniu kanclerz Merkel mogłoby skończyć się tak samo, jak po poprzednim okresie takiej współpracy w latach 2009-2013, gdy FDP straciła poparcie i w poprzednich wyborach do Bundestagu w ogóle się nie dostała.

Wesprzyj nas już teraz!

Co więcej, wynik liberałów nie jest powalający i po prostu nie wystarczy do osiągnięcia większości parlamentarnej wraz z chadecją. Merkel stanie więc przed pokusą wciągnięcia do koalicji dodatkowo Zielonych. Byłaby to pierwsza w niemieckiej historii tak zwana „koalicja Jamajki” (nazywana tak od kolorów partii: czarnej chadecji, żółtych liberałów i Zielonych właśnie). Tu piętrzą się jednak olbrzymie problemy, bo Zieloni to partia skrajnie ideologiczna i zwłaszcza w kwestiach polityki gospodarczej oraz polityki bezpieczeństwa ma fundamentalnie różne pomysły od CDU. Owszem, obie partie współpracują już ze sobą na poziomie lokalnym, na przykład w Hesji, ale wyzwania przed jakimi tam stają są zupełnie inne. To nie dam decyduje się o polityce klimatycznej. Taka koalicja będzie więc bardzo karkołomna, ale biorąc pod uwagę wynik wyborów – jest najbardziej prawdopodobna.

Alternatywa dla Niemiec się nie liczy?

Innych wariantów zasadniczo już nie ma… Bo nikt nie bierze pod uwagę wspólnych rządów CDU/CSU i Alternatywy dla Niemiec. Tymczasem wynik AfD pozwoliłby na stworzenie stabilnej koalicji z pewną pomocą deputowanych FDP. Alternatywa sama siebie definiuje poprzez odwołanie do wartości konserwatywnych, stąd czysto teoretycznie w wielu kwestiach mogłaby dojść z chadecją do porozumienia. Partię otacza jednak tak ogromne odium niechęci, że nie można sądzić, by Merkel w ogóle na poważnie rozważała formalną koalicję. Jedyne, co jest możliwe, to „cicha” współpraca, polegająca na przykład na zawiązaniu koalicji z FDP, ale w miarę konieczności posiłkowanie się głosami Alternatywy w zamian za przepchnięcie jakichś ważnych dla niej ustaw.

Jaki los czeka więc Alternatywę? Radykałowie, owszem, to w Niemczech norma – ale lewicowi. Tymczasem AfD krytykuje islamizację, chce zerwać z polityką upamiętniania niemieckich zbrodni, jest bardzo eurosceptyczna i zupełnie nie kryje swoich prorosyjskich sentymentów. AfD stanowić będzie trzecią siłą w Bundestagu i drugą największą partią opozycją, po SPD. Nie oznacza to jednak, że zyska jakikolwiek wpływ na rządy. Jej politycy będą nieco bardziej słyszalni niż dziś, ale żadne ustawy kształtujące pracę Bundestagu nie przewidują przydania opozycji jakiejkolwiek siły sprawczej. Jedyne, co może zrobić, to – jak zapowiadają już jej politycy – to próbować powołać komisję śledczą, która będzie atakować Angelę Merkel za jej decyzję o wpuszczeniu do Niemiec islamskich imigrantów. Nawet jeżeli taka komisja nie doprowadzi do dymisji kanclerz, na pewno będzie solą w oku estabilishmentu.

Pytanie, co z AfD zrobią inne partie? Przed wyborami dało się wielokrotnie słyszeć sugestie, że Alternatywę w Bundestagu należy marginalizować. Ale inne partie wiedzą, że to błędna strategia, która pozwoliłaby „radykałom” przedstawiać się w roli ofiary i w ciągu czterech lat tej kadencji tylko zyskać. Dlatego też dojdzie zapewne po prostu do zwykłej parlamentarnej współpracy. I na tym AfD zresztą stracić nie może, jako opozycja nie będzie przecież ponosić odpowiedzialności za błędy władzy. Alternatywa stoi więc przed wielką szansą znaczącego umocnienia się.

Choć anty-imigranckie wypowiedzi liderów tej partii mogą cieszyć prawicową publiczność także w Polsce, warto pamiętać, że jeden z czołowych kandydatów AfD, Alexander Gauland, zaledwie na kilka dni przed wyborami wezwał do… honorowania „dokonań niemieckich żołnierzy z obu wojen światowych”. Co więcej, ugrupowanie zupełnie otwarcie lobbuje też na rzecz powrotu tak zwanego „koncertu mocarstw” w Europie. To dwa regionalne „imperia”, Niemcy i Rosja, miałyby decydować o losie kontynentu. A to już znamy aż za dobrze.

Nieuświadomione samobójstwo?

Co mówi nam wynik wyboru o kondycji niemieckiego społeczeństwa? Wydaje się, że pomimo doskonale widocznej z Warszawy katastrofy multikulturalnego projektu realizowanego przez Berlin, Niemcy nie do końca rozumieją własne problemy. Alternatywa dla Niemiec, owszem, osiągnęła dwucyfrowy wynik, zapewniając sobie pozycję trzeciej siły w parlamencie, ale przecież około 85 procent Niemców poparło dokładnie te same ugrupowania, które zafundowały im nawał islamskiej migracji. Można powiedzieć, że wynik tegorocznych wyborów może przestraszyć i każe dość czarno patrzeć w przyszłość – nie ma za Odrą zrozumienia cywilizacyjnego samobójstwa, które popełniono i wciąż popełnia się rękami rządzących. Z drugiej strony wciąż utrzymuje się dość niska jak na dawne niemieckie standardy frekwencja wyborcza, lekko tylko przekraczająca 70 procent. W zgodnej ocenie niemieckich ekspertów wynika to nie tylko z braku zainteresowania polityką części uboższych warstw społeczeństwa. To także efekt głębokiego rozczarowania dotychczasowymi rządami, przy jednoczesnym braku przekonania do AfD. Dość powiedzieć, że jeszcze 10 lat temu do urn szło ponad 80 procent Niemców a w latach 70-tych w RFN głosowało nawet powyżej 90 procent!

Przyczyną takiego stanu rzeczy może być także brak na niemieckiej scenie politycznej prawdziwej opcji konserwatywnej. CDU już dawno utraciła swój rzekomo chrześcijański charakter, a na scenie politycznej nie pojawiło się żadne ugrupowanie, co do którego szczerości w kwestiach umiłowania Christianitas nie można byłoby mieć wątpliwości.

 



Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie