12 stycznia 2016

Albo Polska, albo dół

Nastąpiła zmiana władzy w moim kraju. Patrzę na to i zastanawiam się, czy aby przypadkiem nie jest to jakościowo zmiana ważniejsza niż ta z roku 1989? Wtedy miał skończyć się komunizm, a teraz podobno mamy pożegnać się z postkomunizmem. Czy wobec tego różowe było gorsze od czerwonego? Zadałem to pytanie i odpowiadam na nie twierdząco: tak, III RP w swym dotychczasowym kształcie wyrządziła większe krzywdy Polsce niż PRL w swej, znanej mi, gierkowskiej odsłonie.

 

Ktoś zapyta – dlaczego tylko gierkowskiej? A późniejszy stan wojenny? A sekretarz i premier Jaruzelski w latach 80.? Dlaczego tak dzielę historię mego kraju w drugiej połowie XX wieku? Myślę, że czerwiec 1989 roku, nawet z charakterystyczną rolą aktorki Joanny Szczepkowskiej, to zła cezura dla definiowania współczesnej polskiej niepodległości. Zła, bowiem III RP zaczęła się tak naprawdę w noc stanu wojennego i wszystkie jej znamiona, które tak mocno nas kaleczą, definiowane były w tych kilku latach po 13 grudnia roku pamiętnego. Włącznie z mityczną transformacją, której aktami założycielskimi były reformy gospodarcze ministra Wilczka z jednej strony, a weryfikacja esbeków pod okiem ministra Kiszczaka z drugiej.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wracam więc do czasu rządów I sekretarza PZPR, Edwarda Gierka. Swoją drogą, czas to jakże podobny wizerunkowo (propaganda sukcesu!) do siedmiolatki Donalda Tuska. Dodajmy, że nie tylko wizerunkowo, ale i „kredytowo”. Dobrze te lata 70. pamiętam, bo właśnie wtedy zrozumiałem, czym jest polskość i dotarło do mnie, że żyję w okupowanym kraju, rządzonym z Moskwy. I mimo, iż nie za bardzo wiedziałem jak, to miałem świadomość, że o tę wolność trzeba walczyć, bo… tak trzeba.

 

Ta Polska, która zaczęła się od wybrania prezydentem sowieckiego generała i od rządów „pierwszego niekomunistycznego” premiera, skutecznie polskość demontowała, a najbardziej wszelkie przejawy narodowej tożsamości. Nazwano to europeizacją. Dopiero po latach ten „projekt” uzyskał adekwatną wizytówkę – pedagogika wstydu. I właśnie w tym projekcie widzę zło największe ostatniego ćwierćwiecza. Bo komuniści, choć było już wiele lat po Stalinie, wciąż potrafili zastraszyć, a nawet zabić, ale nie potrafili skutecznie wejść Polakom „do głowy”. Macherom III RP się to udało. Czym innym jest bowiem „emigracja wewnętrzna”, a czym innym narodowa dezintegracja. Zniszczone stocznie, sprzedane kopalnie, wasalne umowy międzynarodowe – to wszystko można „odkręcić”, odbudować, odzyskać. Nie da się natomiast kochać Ojczyzny, która sklejona jest z dwóch Polsk.

 

Nigdy dotąd nie było tutaj takiej sytuacji, aby odejście od fundamentalnych znamion narodowej tożsamości firmowano bezczelnie biało-czerwoną flagą, a polskim godłem mianowano jakąś czekoladową atrapę. Oczywiście, że w naszych dziejach zdradzano, że kolaborowano, a nawet wyrzekano się swego kraju przyjmując obywatelstwo takiego czy innego najeźdźcy. Bywało często i tak, że prawda była w mniejszości, że trzeba ją było ukrywać w jakichś katakumbach czy nawet w zakamarkach mózgu, ale to nie zmieniało najważniejszego, a co najlepiej definiuje tęsknota za tą jedyną prawdą, wyrażona frazą Jana Pietrzaka: „żeby Polska była Polską”. Bo Polska jest jedna i jednoznaczne są jej znaki – „Kto ty jesteś? Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł biały” itd. Jeżeli zgodzimy się na relatywizację naszych atrybutów, naszych świętości, naszej narodowej ikonografii, to po prostu abdykujemy z polskości, przestaniemy być. Nie istnieje takie zwierzę jak „kosmopolak”, bo Polakiem albo się jest albo się nim nie jest. Tak jak nie istnieje przymiotnikowa sprawiedliwość (socjalistyczna, społeczna, unijna itp.), bo sprawiedliwość jest zawsze jedna.

 

No właśnie – sprawiedliwość i prawo. Może to, co ofiarowała nam Boża Opatrzność w ostatnich wyborach, nie jest do końca spełnieniem wszystkich naszych marzeń. Pewnie bym wolał, aby partia, na którą głosowałem, nazywała się na przykład Sztuka i Sprawiedliwość, ale przecież dana nam jest nadzieja i nie wybrzydzajmy przed posiłkiem na temat deseru. Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale z tą nadzieją jest dzisiaj trochę tak, jak „za Gierka” nim przyszła „Solidarność”. Czy ktoś wierzył wtedy, że tamten „syf” się zmieni? Czy nie było tak, że sami siebie ograniczaliśmy cytując przysłowie o „nadziei, która jest matką głupich”? Efektem antycywilizacji firmowanej w Polsce przez Platformę Obywatelską stało się powołanie do życia współczesnego Frankensteina, a imię jego Leming. Ten sztuczny twór uzurpuje sobie teraz wszelakie prawa do Ojczyzny Polaków, z prawem własności włącznie. I stąd właśnie wzięła się owa perfidna supozycja o dwóch Polskach.

 

Jaka jest więc moja nadzieja? Najpierw chciałbym, aby oni „poszli won”. Wszyscy. Tym razem bez żadnych „grubych kresek”, bo – co wiemy – nawet kropla dziegciu zapaskudzi beczkę miodu. Potem chciałbym aby w radio była przede wszystkim polska muzyka, a na ulicach polskie reklamy. Chciałbym aby dzień pamięci Żołnierzy Wyklętych był tak ważny, jak w Drugiej Rzeczypospolitej dzień pamięci Powstania Styczniowego. Chciałbym aby polskie teatry były polskie, a polskie szkoły uczyły polskości. Chciałbym jeszcze pożyć w kraju dumnym i takim, z którego chce się być dumnym. Chciałbym w związku z tym, aby nawet obcokrajowcy chcieli być Polakami. I na koniec chciałbym za jakieś cztery lata móc z całym przekonaniem wspierać tych, którzy te nadzieje zamieniać będą teraz w rzeczywistość. Tego Państwu i sobie z całego serca życzę.

 




Tomasz A. Żak





Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie