31 stycznia 2017

Francuska lewica na drodze do katastrofy

(fot.REUTERS/Eric Gaillard/FORUM)

Dwie tury wyborów, które odbędą się w kwietniu i maju tego roku wyłonią prezydenta Francji. Właśnie dobiegły końca przedwyborcze rozgrywki największych partii. Centroprawicowi Republikanie wybrali jako kandydata Francois Fillona. Wiadomo też, że kandydatem rosnącego w siłę Frontu Narodowego będzie Marine Le Pen. Trzecim kandydatem „tradycyjnego” trójkąta powinien być polityk Partii Socjalistycznej. Tak jednak nie będzie…

 

Rządząca we Francji lewica całkowicie się skompromitowała. Eksperymenty społeczne głęboko podzieliły społeczeństwo, pojawił się terroryzm, problemy z emigrantami, spadek siły nabywczej gospodarstw domowych, problemy ekonomiczne. Co prawda, hasło „Francja w ruinie” jeszcze się nie pojawia, ale duża cześć społeczeństwa przyzwyczajona do socjalnego państwa, ma właśnie takie poczucie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Rządy socjalistów zostaną zapamiętane jako niszczenie rodziny, wprowadzenie ślubów dla homoseksualistów, ułatwień rozwodowych, gender, niszczenia tradycyjnej edukacji, prologomeny do eutanazji, czy umacniania „frontu walki o laicyzm”. Złośliwi twierdzą, że od samego początku chodziło o wychylenie społecznego wahadła jak najbardziej na lewo, kosztem jakiegokolwiek pragmatyzmu rządzenia. Po nich choćby potop…

 

Notowania popularności prezydenta Francois Hollande’a i rządu dołują już od kilku lat. Ostatecznie prezydent nie zdecydował się nawet o ubieganie o reelekcję, co jest jak na Francję prawdziwym ewenementem. Po cichu mówi się, że Hollande będzie zabiegał o kontynuowanie kariery na „poziomie europejskim”, co może oznaczać choćby starania o objęcie schedy po… Donaldzie Tusku w Radzie Europy.

 

Na abdykacji Hollande miał skorzystać jego premier Manuel Valls. Tymczasem niedawny premier poległ nawet we własnej partii. Prawybory, które zafundowali sobie socjaliści, wygrał Benoit Hamon. Okazuje się, że niechęć do tradycyjnego establishmentu dała o sobie znać nawet na lewicy. Hamon to niemal ideowy lewicowiec. Jego popularność rosła z debaty na debatę. W II turze prawyborów Hamon uzyskał 58,65%, a Valls – zaledwie 41, 35%.

 

49-letni Hamon to były eurodeputowany, minister spraw społecznych, a później edukacji. Z rządu Vallsa odszedł jednak po 4 miesiącach krytykując rynkowe reformy ministra ekonomii Emanuela Macrona. Hamon stanął wtedy na czele frakcji lewicowej. Polityk ten opowiada się za interwencjonizmem państwa w gospodarce, nacjonalizacją banków, obiecuje też wprowadzenie powszechnego zasiłku socjalnego w wysokości 750 euro, skrócenie wieku emerytalnego do 60 lat, a także np. legalizację narkotyków. Postulaty mogą podobać się radykalnej lewicy, ale na szerszą społeczną akceptację raczej szans nie mają.

 

Prawybory lewicy okazują się jednak jedynie mało ważnym epizodem całej kampanii wyborczej. Wyłoniony pretendent może bowiem wg sondaży zająć miejsce… czwarte lub piąte. Tego jeszcze nie było. W dodatku niektórzy politycy PS z obozu Vallsa, widząc brak szans Hamona, dezerterują i decydują się popierać niezależnego Macrona, który w prawyborach lewicy nie startował, ale powoli wyrasta na coraz bardziej poważnego kontrkandydata polityków prawicy.

 

Debatom telewizyjnym siedmiu pretendentów z lewicy towarzyszyło zainteresowanie raczej umiarkowane. W I turze lewicowych prawyborów zagłosowało też co najmniej milion osób mniej, niż w roku 2011. Głośno mówi się nawet o frekwencyjnym oszustwie. Już po zakończeniu wyborów przybyło nagle około 350 tys. dodatkowych głosów, które jednak ani trochę nie przełożyły się na zmianę podanych już wcześniej wyników… Partia Socjalistyczna płaci rachunek za fatalną politykę społeczną i gospodarczą prezydentury Hollande’a.

 

Francja przesuwa się na prawo. Wszystkie sondaże do niedawna mówiły, że w II turze wyborów w maju tego roku dojdzie do dogrywki pomiędzy Marine Le Pen z Frontu Narodowego i Francois Fillonem. Wygrana Le Pen to prawdopodobnie koniec euro, ale i możliwy rozpad znanej nam współcześnie UE. Zarówno Le Pen, jak i jej główny kontrkandydat – Fillon (Republikanie) są politykami raczej prorosyjskimi, co brzmi już mniej sympatycznie. Bardziej pocieszająco wygląda, w obydwu przypadkach, możliwość zastopowania nad Sekwaną lewicowych eksperymentów społecznych. Ciekawostką francuskich wyborów jest, że duża grupa wyborców kojarzonych ogólnie z prawicą ciągle nie dokonała wyboru swojego faworyta na II turę.

 

Wg sondażu Cevipof dla dziennika „Le Monde”, każdy lewicowy„zmiennik” Hollande’a skazany jest w wyborach prezydenckich z góry na porażkę. Sondaż ten przewiduje, że w I turze 23 kwietnia zwycięzcami będą Marine Le Pen (25-26%) i Francois Fillon (23-25%). Trzecie miejsce jest zarezerwowane dla niezależnego kandydata kojarzonego z centrolewicą, czyli byłego ministra gospodarki i autora reform ekonomicznych w rządzie Vallsa – Emanuela Macrona. Macron od początku był uznawany w socjalistycznym rządzie za trochę „obce ciało”. Miał jednak uzdrowić rynkowymi reformami francuską ekonomię. Skończyło się opuszczeniem gabinetu i samodzielnym startem w wyborach. W sondażach wyprzedza on zarówno Vallsa, jak i Hamona.

 

Podobne wyniki przewiduje także sondaż IPSOS, który wieszczy wygraną w I turze Marine Le Pen (27%). Wyprzedza ona Fillona (25%), z którym miałaby zmierzyć się w II turze. Na trzecim miejscu jest wspomniany Macron (18%), a zaraz za nim z wynikiem 15% inny przedstawiciel lewicy, ale raczej skrajnej, w tym i elektoratu komunistów, czyli znany populista Jean Luc Melenchon. Wg tego sondażu, kandydat PS zajmie dopiero 5. miejsce z 8-9 proc. poparcia. Każdy dwucyfrowy wynik socjalisty będzie już sukcesem.

 

W ostatnich dniach przewidywania te zmieniło trochę wyciągnięcie „politycznych haków”. Hamona oskarżono o związki z Bractwem Muzułmańskim, ale działa największego kalibru wyciągnięto na kandydata Republikanów. Żona Francois Fillona – Penelopa została oskarżona o fikcyjne zatrudnienie na etacie asystentki swojego męża i uzyskanie z tego tytułu 500 tys. euro nienależnego wynagrodzenia. Sprawą zainteresowała się prokuratura. Fillon twierdzi, że przedstawi odpowiednie dokumenty, ale zaufanie do niego zostało poderwane. Co prawda Republikanie podczas mitingu w Paryżu zgotowali osobną owację dla jego żony, a niektórzy trzymali nawet plakaty z napisem „je suis Penelope”, ale w sondażu przeprowadzonym już po wybuchu afery, przewaga Fillona nad centrolewicowcem Macronem stopniała do 1 punktu (wg Kantar Sofres I turę wyborów wygrywa Le Pen – 25%, drugi jest Fillon – 22%, a trzeci Macron – 21%). Wg tego sondażu Macron mógłby w II turze pokonać zarówno Fillona, jak i Le Pen.

 

Do maja jeszcze daleko, a niezbyt czysta gra polityczna może jeszcze sporo zmienić. Francja ma nadal dużą szansę na to, że w II turze dojdzie do dogrywki z udziałem kandydatów prawicy. Wynik starcia Le Pen – Fillon trudno na razie przewidzieć. Nie można też wykluczyć, że po raz pierwszy nie zadziała tzw. „republikańska zapora”. Do tej pory przegrana lewica zawsze w II turze wspierała przeciwnika kandydata Frontu Narodowego. Tym razem deklarujący swoje przywiązanie do katolicyzmu Fillon jest krytykowany przez lewicowe elity (m.in. za łamanie zasady laickości Republiki), nie mniej, niż Marine Le Pen. Skazana na porażkę lewica może jeszcze liczyć tylko na… frondystę Macrona. Francuska scena polityczna już została mocno przemodelowana, a majowe wybory zaważą na przyszłości nie tylko tego kraju. Po Brexicie, wyborze Trumpa, czy referendum włoskim, ciągle możliwy jest efekt domina.

 

Bogdan Dobosz

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie