26 stycznia 2018

50 twarzy grzechu, czyli walentynki z gorszycielami

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com)

Zbliżają się walentynki. „Święto” zakochanych to czas, gdy ręce zacierają nie tylko sklepikarze. Dodatkową okazję do działania mają także zawodowi gorszyciele. W tym roku swoją aktywność rewolucja seksualna przejawi w kinach za sprawą kolejnej odsłony lubieżnych „50 twarzy Greya”. Co gorsza, film jest reklamowany na polskich ulicach w sposób odpowiadający niemoralnej treści. Znakiem czasów jest, że mało kogo to już oburza.

 

Wszystko co wiemy na temat „Nowego oblicza Greya” wskazuje, że podobnie jak w roku 2015 i 2017, tak i tym razem zaprezentowany zostanie quasi-pornograficzny gniot, w którym chodzi głównie o „momenty”, w dodatku promujące sadyzm i masochizm.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Film jednak, zamiast ze stricte pornograficznymi plugawymi produkcjami trafić do rynsztoku, trafił do kin i na wielką liczbę bilbordów. Na szeroko rozreklamowaną pokusę znów ochoczo odpowiedzą prowadzeni ciekawością lub chęcią zaspokojenia rządz dorośli oraz… młodzież. Nikt bowiem nie ma wątpliwości, że na przesiąknięty seksem film wpuszczeni zostaną również nieletni. Ale czy ktoś martwi się tym, jak seans wpłynie na postrzeganie przez młodych – wciąż kształtujących swoją osobowość – ludzkiej seksualności?

 

Jednak nawet jeśli człowiek nie weźmie udziału w plugawym wydarzeniu „kulturalnym” (najwyższy czas na dyskusję na temat rezygnacji z traktowania kina w kategoriach kultury!), to i tak nie uniknie niektórych „widoków” – bowiem jeszcze przed premierą ulice polskich miast zostały zalane przez plakaty i bilbordy propagujące wyuzdaną produkcję.

 

Tak więc zagrożone zgorszeniem, a nawet trwałym spaczeniem postrzegania ludzkiej cielesności, jest niewinne dziecko, które niczego nieświadome zmierza do szkoły! Między myśli związane ze szkołą, życiem rodzinnym, rówieśnikami i zabawą brutalnie wedrze się przekaz przesycony wyuzdaną zmysłowością i seksualnością – a więc wszystkim tym, co dzieciom do niczego nie jest potrzebne.

 

Niestety, w Polsce mało kto przejmuje się już ohydnym trendem seksualizowania wszystkiego. Moda na promocję lubieżności dotarła do nas z Europy Zachodniej. To ciekawe, że w kraju stawianym za wzór na opak pojmowanej wolności, a więc w Stanach Zjednoczonych, panuje w tej materii swoista cenzura. Tak! Niektóre filmy tworzy się w innych wersjach skierowanych na rynek amerykański. Dzieła te są nieco krótsze, gdyż celowo usuwa się z nich „momenty”. Powód: obawa przed reakcją konserwatywnego społeczeństwa.

 

Tymczasem w naszym najbardziej katolickim kraju świata – jak lubimy mówić sami o sobie – nie widać protestów wobec quasi-pornograficznych produkcji i bezwstydnego reklamowania ich na ulicach polskich miast. Głośne i stanowcze „nie” wobec grzechu dorosłych oraz seksualizowania dzieci – a w ten sposób rzucania ich na pożarcie przez grzeszne nałogi, a nawet wpychania w łapska przestępców seksualnych – nie jest ani głośne, ani stanowcze, a zwykle ciężko nawet mówić o słowie „nie”.

 

Polacy, choć nie gęsi i swój język mają, nie chcą zachować swojej katolickiej moralności. Zamiast tego wybierają zachodnioeuropejską dzicz obyczajową. Mówiąc „tak” plugawym produkcjom, mówią również „tak” rozkładowi rodzin, rozpadowi małżeństw, cierpieniu dzieci, a także (w dalszej konsekwencji seksualizacji społeczeństwa) przedmiotowemu traktowaniu kobiet, a w konsekwencji również gwałtom i pedofili.

 

Chwalimy się, że święty Jan Paweł II to nasz rodak. Szkoda tylko, że musi się za nas wstydzić.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie