27 czerwca 2012

Patrzeć Gorzelikowi na ręce

(Grazyna Myslinska/FORUM )

Jedenaście lat temu powstał Ruch Autonomii Śląska, stowarzyszenie, którego celem jest uzyskanie politycznych profitów poprzez dzielenie Ślązaków i przeciwstawianie śląskości Polsce. Akompaniują mu rządząca Platforma Obywatelska, a także lewackie media, którym marzy się by okiełznać demona polskiego patriotyzmu solidną dawką multikulturowości.


Na początek warto podkreślić, że nie ma nic złego w miłości mieszkańców Śląska do swego regionu. Co więcej, regionalizm zakorzeniony w polskiej kulturze, języku i historii ma wymiar jak najbardziej pozytywny nie tylko dla samego Śląska, ale i dla państwa polskiego. Modelowym przykładem jest tutaj Wojciech Korfanty, wielki polski patriota i zakochany w swoim regionie Ślązak.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Trudno jednak nie zauważyć, że stojący na czele Ruchu Autonomii Śląska Jerzy Gorzelik to postać, która zmierza w kierunku dokładnie odwrotnym do tego wyznaczonego przez Korfantego. Znakomicie przy tym manipuluje tradycją i historią Górnego Śląska, wyciągając jedynie pewne ich wycinki, pomijając zaś inne. Nawiązuje do autonomii regionu śląskiego w II Rzeczypospolitej, ale walkę Ślązaków w powstaniach przedstawia już tylko jako bratobójczą bitwę w obrębie tej samej narodowości. Co więcej, Gorzelik i jego konfratrzy przykładają swoją cegiełkę do coraz bardziej popularnego na Zachodzie określenia „polskie obozy śmierci”, w straszliwy sposób fałszującego historię II wojny światowej. RAŚ bowiem blisko współpracuje z inną organizacją – Związkiem Ludności Narodowości Śląskiej, która zgłaszała adres do UNESCO by ta nie kładła akcentu na niemieckość obozów zgłady, lecz zwracała uwagę na późniejsze wykorzystanie ich przez Polaków. Jak dowodzi ZLNŚ, wraz z akompaniującym mu RAŚ, po II wojnie światowej w obozach tych Polacy (nikt nie czyni tu rozróżnienia pomiędzy sowietami z NKWD i ich ubeckimi pachołkami a Polakami) zamykali i torturowali Ślązaków.

 

Gorzelik epatuje więc mieszkańców Górnego Śląska niemałą dawką propagandy, usiłując wytworzyć i pogłębić w nich nie tylko świadomość pewnej odrębności historycznej, kulturowej i obyczajowej wreszcie, ale także świadomość odrębności narodowej. Dużą rolę odgrywa tutaj budowanie złudnego obrazu Śląska jako regionu szczególnie pokrzywdzonego przez związek z Polską. Skupiona wokół Gorzelika grupka opisuje więc lata 1919 – 1922 jako okres polskiej okupacji części regionu górnośląskiego, a okres po 1945 roku jako czas wyzysku Śląska, w którym tamtejsza ludność musiała w znacznej mierze utrzymywać cały kraj.

 

Gorzelik pomija niewygodne dla siebie fakty, jak na przykład to, w XIX wieku tożsamość mieszkańców tego regionu budowana była w kontrze do tożsamości niemieckiej, zakorzeniając się równocześnie w polskiej kulturze, języku, i historii. Nie mówi o śląskiej tradycji powstańczej i nie porównuje zakresu autonomii, jaką cieszył się polski Śląsk w dwudziestoleciu międzywojennym, z sytuacją części znajdującej się po stronie niemieckiej, z której utworzono po prostu pruską prowincję Górny Śląsk. Natomiast w czasach powojennych, kiedy osłabł (dotykający również Śląska w stopniu nie większym niż innych ziem polskich) stalinowski terror, Śląsk bynajmniej nie był poddawany wyzyskowi, a wręcz przeciwnie: to tam właśnie komuniści inwestowali, nawet jeśli szereg technologii, za pomocą których dokonywano uprzemysłowienia, był mocno przestarzały.

 

Przede wszystkim dzielić

Czy jednak RAŚ faktycznie może odnieść sukces, to znaczy nadać śląskiemu regionalizmowi wymiar polityczny i doprowadzić do jego oderwania się od polskich korzeni? Przed ostatnim spisem powszechnym ugrupowanie to aktywnie prowadziło wszak kampanię mającą na celu skłonić mieszkańców województwa śląskiego i opolskiego do wpisania w rubryce narodowość: „śląska”. Według danych, które na początku roku ogłosił GUS, 809 tys. badanych zadeklarowało narodowość śląską, z czego jednak większość, bo aż 415 tys. wybrało podwójną narodowość: śląską i polską.

 

Skutek szeroko zakrojonej akcji RAŚ nie poraża więc, jeśli uwzględnimy, że województwa śląskie i opolskie liczą łącznie 5,5 miliona mieszkańców. Ludność Śląska jest bowiem pochodzeniowo zróżnicowana: obok rdzennych mieszkańców, czy osób pochodzenia niemieckiego, znajdziemy rodziny pochodzące z centralnej Polski, czy kresowiaków. Do nich przekaz pod tytułem: „polskość to coś złego” raczej nie trafi.

 

Historia według gdańskich liberałów

Po wyborach samorządowych w 2010 roku w sejmiku województwa śląskiego została zawarta koalicja między PO a RAŚ. Taki sojusz mógłby zostać zerwany, wystarczyłoby jedno słowo premiera Donalda Tuska. Tak się jednak nie stało. Dlaczego rządząca partia pozwala sobie, aby forować w regionie rozbijackie i zorientowane antypolsko stowarzyszenie Jerzego Gorzelika?

 

Odpowiedzi na to pytanie należy szukać w specyficznym rodzaju polityki historycznej, jakiej hołduje środowisko gdańskich liberałów, które jest przecież zasadniczym fundamentem PO, a którego liderem był właśnie Tusk.

Polityka historyczna tej grupy polegała na deprecjacji roli tożsamości, widzeniu przeszłości jako doświadczeń narodu w gruncie rzeczy ahistorycznego. Niechaj przykładem będzie tutaj apologia skupionych wokół „Przeglądu Politycznego” liberałów dla Wolnego Miasta Gdańsk z jego niemieckimi nazwami ulic czy budownictwem, zarazem bez akcentowania dojrzewającej w nim szczególnie w latach 30 – tych nienawiści do Polaków. Gdańscy politycy odnajdują swoją tożsamość na przykład w losach piłkarskiego klubu Lechia Gdańsk, gdzie z jednej strony wyciągają zdjęcia z Goebbelsem na trybunach, z drugiej zaś strony rzewnie wspominają oklaski, jakie podczas jednego z meczy w latach 80. zgotowano Lechowi Wałęsie.

 

Ten rodzaj polityki historycznej znakomicie opisał zresztą Piotr Semka w książce „Opowieść arcypolska” : „krytycy tego typu myślenia wskazywali, że jest to optyka czeskiego chłopa, którego życie tyle razy waliło w krzyż za jakąkolwiek fascynację tą czy inną ideą, że nabiera on dość cynicznego poglądu, że np. wiek XX to kolejne przesuwanie się jak w slapstickowej komedii haseł wierności Habsburgom, republice Masaryka, wojennej epoce protektoratu Czech i Moraw, kolejnego zachłyśnięcia się czechosłowakizmem, stalinizmu Gottwalda, krótkiej ułudy praskiej wiosny i wreszcie tępego reżimu Gustava Husaka”.

 

A więc brakuje granicy między tym, co dobre, a tym, co złe, między wrogami, a „naszymi”. Łatwo więc afirmować sposób patrzenia na historię, jaki lansuje w skrajnej już formie Ruch Autonomii Śląska, który powstania śląskie postrzega wyłącznie jako walkę Ślązaków przeciwko Ślązakom.

 

W świetle reflektorów

Za Jerzym Gorzelikiem stoi nie tylko PO, ale też cała machina medialnego mainstreamu III RP, któremu marzy się wręcz by w końcu zbudować tutaj prawdziwy, europejski jasnogród co się zowie. A warunkiem powstania jasnogrodu jest wytępienie ciemnogrodu, czyli polskiego obskurantyzmu, ksenofobii i nacjonalizmów wszelkiej maści.

Sztandarowym przykładem jest reakcja „Faktów” TVN – u na dane ze spisu powszechnego, o których wspomniano wyżej. Dziennikarze ITI poświecili im obszerny materiał, wraz z refleksyjnymi wypowiedziami różnych profesorów i tzw. „znawców tematu”.

 

Pogrążyć nasze kompleksy na antenie radia TOK FM w kwestii rzekomej mniejszości narodowej na Śląsku zapragnęła z kolei dziennikarka „Newsweeka” Renata Kim, która postanowiła – o zgrozo – skomentować pomysł lewackich posłów z PO, Ruchu Palikota i SLD, aby „ponadpartyjnie” zgłosić ustawę zgodnie z którą gwara śląska będzie mogła stać się… językiem regionalnym. To swoiste kuriozum, bo nie posiada ona stałej normy językowej. Jej zdaniem jednak narodowość śląską zdeklarowało „bardzo, bardzo dużo osób”, a poza tym UNICEF i Unia Europejska zachęcają by regionalizmy „pieścić i promować”.

 

Gorącym promotorem stowarzyszenia Jerzego Gorzelika jest oczywiście „Gazeta Wyborcza”. Pojawiają się tam nie tylko charakterystyczne dla michnikowszczyzny dwulicowe sposoby argumentowania poparcia dla RAŚ, ale także zwykłe propagandówki. Oto bowiem jeden z publicystów „Gazety”, która przechwala się, jak to nie jest jej „wszystko jedno” napisał, oczywiście nie expressis verbis, że pomysł narodowości śląskiej lansował w XIX wieku Jan Gajda. Jak na redaktora „GW” przystało autor nie chciał być gołosłowny, więc podparł się źródłem. I tak zacytował on fragment artykułu Gajdy, który został zamieszczony ponad sto lat temu w „Dzienniku Górnośląskim”. Gajda namawiał w nim do założenia Ligi Śląskiej, która miałaby być reprezentantem narodu śląskiego. Tyle, że dziwnym trafem publicysta „Wyborczej” pominął w cytacie fragment, w którym Gajda wyjaśniał, że chodzi o obronę przed zaborczym „Kulturkampfem”. Przypadek?

 

Droga donikąd

Czy Ślązacy dadzą się nabrać grupie Gorzelika? Wyraźnie widać, że RAŚ jest eksponentem idei dezintegracyjnych i takie też działania względem polskiego państwa podejmuje. Jedenaście lat działalności stowarzyszenia nie rzuca co prawda na kolana efektami, ale procesy budowania świadomości trwać mogą całymi dziesięcioleciami. Warto więc dmuchać na zimnie i patrzyć RAŚ na ręce. Niestety, nie jest zdolne do tego nasze państwo. Muszą więc robić to media, przynajmniej te, którym z mainstreamem nie jest po drodze. Jeśli bowiem Gorzelik będzie rósł w siłę, być może staniemy przed realnym niebezpieczeństwem utraty przez Polskę integralności terytorialnej. I niekoniecznie winna będzie temu „ukryta opcja niemiecka”. Sami sobie będziemy winni.

 

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie