7 maja 2015

„Święto” zmiany okupanta

Z polskiego punktu widzenia zarówno 8. jak i 9. maja źle wypadają jako przyczynek do hucznego celebrowania czegokolwiek. Koniec II wojny światowej oznaczał dla nas przecież nie tyle początek upragnionej wolności, co po prostu zmianę okupanta.


Jeszcze kilka tygodni temu kwestię świętowania przez nasze państwo zakończenia II wojny światowej formalnie regulował wydany 8 maja 1945 r. dekret Krajowej Rady Narodowej. Polska Ludowa naśladując sowiecki wzorzec uznała, że Polacy będą celebrować zwycięstwo nad hitlerowskimi Niemcami i wyzwolenie przez Armię Czerwoną w dniu 9 maja. Zaledwie kilka dni temu Senat ustanowił 8 maja Narodowym Dniem Zwycięstwa, znosząc tym samym „ludowe” Święto Zwycięstwa i Wolności.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Absurdalność świętowania Dnia Zwycięstwa – zgodnego z sowieckimi wytycznymi – 9 maja, wydaje się oczywista, choć z pewnością nie dla wszystkich. Warto bowiem wspomnieć obecność na ustawionej na Placu Czerwonym trybunie honorowej prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w 2005 roku oraz udział w moskiewskich uroczystościach p.o. prezydenta Bronisława Komorowskiego pięć lat później. Wraz z polskim marszałkiem Sejmu sowiecką wersję historii żyrowali także kanclerz Niemiec Angela Merkel oraz prezydent Izraela Szymon Peres. Zjawił się również wierny sługa kremlowskich mocodawców – Wojciech Jaruzelski.

 

Równie znamienny przebieg miały obchody 60. rocznicy tryumfu nad faszyzmem w 2005 roku. Wtedy to postawiony przez Putina w odległym szeregu Aleksander Kwaśniewski wsłuchiwał się w słowa płynące z ust rosyjskiej głowy państwa. W przemówieniu zabrakło miejsca dla wspomnienia o walczących z niemieckim najeźdźcą Polakach. Obecność na uroczystościach amerykańskiego prezydenta Busha, niemieckiego kanclerza Schrödera i francuskiego prezydenta Chiraca dopełniała obrazu tego porażającego widowiska. Oto „wyzwoliciele” z Armii Czerwonej – któż ze zgromadzonych pamiętał o 17 września 1939 roku – w towarzystwie „pokonanych” Niemiec oraz architektów powojennego ładu świętowali zakończenie działań wojennych.

 

Widowisko na Placu Czerwonym bez wątpienia podwyższenie swojej rangi zawdzięcza Władimirowi Putinowi. Pomiędzy 1990 a 1995 rokiem parady w ogóle się nie odbywały. Rocznicowe demonstracje siły stały się więc na nowo jednym z narzędzi polityki historycznej Kremla. Płynący z nich przekaz jest bardzo prosty: ZSRS pokonując hitlerowskie Niemcy przyniósł krajom takim jak Polska wolność i swobodę. Trawestując słowa Cyrankiewicza warto nadmienić, iż paradygmat ten jest strzeżony przez sankcję, którą można sformułować w następujący sposób: każdy kto podniesie rękę na taką wersję historii może być pewny, że mu ta ręka zostanie odrąbana.

 

Oczywiście, każdy kraj ma prawo do kształtowania swojej polityki historycznej w sposób, jaki uzna za słuszny. Szkoda, że z tego prawa czy wręcz obowiązku nie korzysta również Polska.

 

Temu właśnie mogłoby służyć odrzucenie propozycji świętowania zakończenia wojny także 8. maja. Dlaczego? Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie trzeba pamiętać, co faktycznie wydarzyło się tego dnia. Dla Polski dzień ów nie był początkiem wolności – wyłącznie przypieczętował wprowadzanie w życie zawartych między USA, ZSRS i Wielką Brytanią układów z Teheranu i Jałty.

 

Dopiero po rozgromieniu Niemiec mógł się urzeczywistnić nowy podział świata. Strefy wpływów zostały już przecież wyznaczone, na mocy porozumień zawartych przez „Wielką Trójkę”. Dla Polski zabrakło wówczas miejsca w tzw. wolnym świecie. Alianci programowo usuwali ze swojej pamięci wspomnienia o bohaterskich żołnierzach z pod Monte Cassino, Falaise, Arnhem itd.… Generałowie tacy jak Maczek czy wielu innych jemu podobnych, przestali „dobrze się komponować” z nowym porządkiem światowym. To, że na ich życie dybali kremlowscy oprawcy jest oczywiste, jednak brak wsparcia ze strony tych, którzy tak wiele im zawdzięczali, można skwitować tylko jednym słowem: hańba!

Trudno się dziwić spadkobiercom autorów teherańskich i jałtańskich porozumień, iż 8. maja traktują jako święto swojego triumfu. Jednak, Szanowny Panie Prezydencie Polski, dla nas nie było to żadne zwycięstwo!

 

 

Łukasz Karpiel



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie