28 lutego 2018

#metoo i chrześcijański porządek. Czym w rzeczywistości jest neopurytanizm?

(CELEBRYTYKI CZARNYM UBIOREM WYRAZIŁY POPARCIE DLA AKCJI #METOO fot. Xavier Collin/Image Press Agency / MEGA/The Mega Agency/BACKGRID, Inc./ X17online.com/FORUM)

Ostatecznym celem akcji takich jak #metoo wcale nie jest ochrona moralności. Ów swoisty nowy purytanizm, ma doprowadzić do czegoś zupełnie nowego – do zmiany struktur władzy, zwłaszcza tych, które faworyzują mężczyzn.

 

Nagle i niespodziewanie w Stanach Zjednoczonych wybuchł skandal związany z szeregiem oskarżeń o molestowanie seksualne. Miał on wszelkie cechy celowo zaaranżowanego następstwa wydarzeń, a jego szczytowym momentem było wybranie pań, które „przerwały zmowę milczenia”, „osobami Roku” 2017 przez magazyn „TIME”. To wywołało skandal na scenie międzynarodowej, sprawiając, że temat nadużyć seksualnych w miejscach pracy przyjmuje wymiar kryzysu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W takim klimacie wiele osób obawia się, że w przedsiębiorstwach szerzy się nowy „purytanizm”, co potęguje niepokój w miejscach pracy i utrudnia komunikację.

 

Nie jest to stary purytanizm

Takie obawy są przesadzone. Nie ma zagrożenia falą purytanizmu w starym wydaniu, powrotu purytanów z dawnych czasów, ponieważ obecna ofensywa sprzeciwiająca się molestowaniu nie jest wymierzona w przenikającą wszystko kulturę hiperseksualności.

 

Wręcz przeciwnie, kultura przyjemności seksualnej, ze swoim wulgarnym językiem, zasobami narkotyków i nieskromną modą, nadal będzie degradowała społeczeństwo i środowiska pracy. Mass media również nie przestaną promować na wszelkich możliwych polach jak największego wyzwolenia seksualnego.

 

Wszystko to będzie się działo dalej, choć faktem jest, że rozwiązłe obyczaje są wylęgarnią molestowania seksualnego. Są jak miękkie narkotyki, których zażywanie prowadzi do uzależnienia od twardych.

 

A jednak, co ciekawe, promiskuityzm nie jest celem publicznego bombardowania wspomnianej ofensywy. Deklarowanym celem owego medialnego szumu są wpływowi mężczyźni, którzy podobno napastują zastraszone kobiety i inne ofiary.

 

Oskarżenia oparte na zbudowanym uprzedzeniu

Tak jak w poprzednich medialnych szumach chodzi o to, aby zbudować opowieść, a wraz z nią stronnicze nastawienie, które może być w całości kontrolowane przez liberalno-lewicowy establishment. Wśród zagorzałych obrońców moralności, obecnie pozujących na zgorszonych skandalem, są „The New York Times”, „TIME” i „The Huffington Post”.

 

Ich oskarżenia powielają jeden wzorzec. Opowieść konstruuje się wokół faktycznego, pilnego problemu, który przez długi czas odkładano na bok, ale należy go poruszyć. Wydaje się, że sekretem głosów o nagannych – a nawet anormalnych – zachowaniach seksualnych jest nagłe nadanie im rozgłosu. Zupełnie słusznie szok wywołany takim niemoralnym postępowaniem sprawia, że staje się ono niewybaczalne. Jednocześnie przedstawia się inne przewinienia popełnione w odległej przeszłości, co utrudnia domniemanym przestępcom wykazanie własnej niewinności przed opinią publiczną domagającą się natychmiastowego osądu.

 

Drugim składnikiem jest znalezienie ekstremalnych przykładów agresji seksualnej, tak by zamieniły się w miarę, według której osądza się wszystkie pozostałe przypadki. Na przykład zachowanie Harveya Weinsteina przekształciło się w przypadek modelowy, z oskarżeniami wystarczającymi, by zrobić wrażenie na oburzonej opinii publicznej. Wkrótce po nim nastąpiły kolejne i raz po raz w wystudiowanym rytmie ciągnie się to do dziś.

 

Wrzawa narosła wokół oskarżeń

Następna faza to wywołanie wokół oskarżeń wielkiej wrzawy. Pomniejsze wykroczenia są przedstawiane obok prawdziwych okropności. Dla opinii publicznej wszystkie przypadki są jednakowe. Wokół problemu kłębią się oskarżenia i oświadczenia, co stwarza wrażenie, że wszechpotężni dyrektorzy przedsiębiorstw są drapieżcami wykorzystującymi słabe kobiety, które szukają w pracy awansu albo protekcji dla swoich najbliższych. W atmosferze bardzo podobnej do czerwonego terroru każdy może zostać oskarżony, w trybie przyśpieszonym osądzony przez media i społecznie zniszczony.

 

Kluczowe dla podbudowania takiej opowieści jest stworzenie klimatu przesady wokół prawdziwych ofiar. W przypadku oskarżenia statystyki zadają kłam takiej histerycznej wizji. To oczywiste, że jest wiele przypadków molestowania (a nawet jeden to byłoby za dużo). Jednak północnoamerykańska rzeczywistość wygląda tak, że pracownice w ogromnej większości nie są ofiarami, a ich szefowie w większości nie są drapieżcami.

 

Zrobić z wszystkich drapieżców

Na przykład sondaż przeprowadzony w 2016 roku wśród 42 000 pracowników przez Amerykański Związek Ochrony Systemów Awansowania według Kryterium Kompetencji wykazał, że przypadki ekstremalnych insynuacji seksualnych są w miejscach pracy rzadkie. Tylko jedna osoba na sto ankietowanych kobiet i mężczyzn przyznała, że wywierano na nią presję, by otrzymać usługę seksualną. Jeśli chodzi o agresję seksualną, podobne liczby zarejestrowano dla obu płci.

 

Około 18 proc. kobiet i 6 proc. mężczyzn owszem, zaznaczyło w sondażu, że spotkało się z molestowaniem albo uciążliwym zachowaniem polegającym na niestosownych żartach, obscenicznych uwagach, sugestywnych gestach czy spojrzeniach bądź niepożądanym naruszeniu przestrzeni osobistej. Ale w naszej kulturze hiperseksualności wiele osób można oskarżyć o takie zachowania. Choć są one absolutnie naganne, trudno byłoby je porównywać z przypadkami prawdziwej agresji.

 

Podobnie jak budzące zgrozę postępki niewielkiej mniejszości duchowieństwa Kościoła katolickiego sprawiły, że wielu rozciągnęło negatywną opinię na wszystkich kapłanów i niesprawiedliwie postrzega ich teraz jako seksualnych drapieżców, tak w klimacie rozpętanego przez media terroru etykietka „molestujących” może przylgnąć do wszystkich mających jakąkolwiek władzę mężczyzn.

 

Znak walki klasowej

Należy przypomnieć, że opowieść o gorszących oskarżeniach kontroluje lewica. Retoryka tego tematu jest typowa dla walki klasowej obecnej w tym nurcie i służy jego sprawie.

 

W stawianych oskarżeniach nietrudno dostrzec klasyczne lewicowe frazesy. Tak zwanych ciemiężycieli-drapieżców reprezentują wszechpotężni mężczyźni zasiadający na wysokich stanowiskach w Hollywood, w mediach, biznesie i polityce. Nazywa się ich nawet „panami feudalnymi”, którzy mają nieograniczoną władzę nad swoimi „wasalami”. Ciemiężonymi są naprawdę poszkodowane ofiary. Media powiększają jednak szufladkę ofiar, tak aby zmieścić w niej wszystkie kobiety, przedstawicieli mniejszości i osoby LGBT.

 

 

Zmienić struktury i stare zachowania

Ostatecznym celem jest zmiana struktur władzy, zwłaszcza tych, które faworyzują mężczyzn.

 

W Stanach Zjednoczonych kobiety w znaczącej liczbie weszły w szeregi korporacyjnego świata. Jednak zdaniem feministek zmiana ta dokonuje się zbyt powoli. Każdy, kto reprezentuje władzę w tradycyjnym ujęciu, musi się stać celem do obalenia, w tym ci liberałowie, którzy uczestniczyli w rewolucji seksualnej aż do jej ostatecznych konsekwencji, ale teraz zostali pokonani. Świat biznesu zapewne jest przerażony nadciągającymi zmianami. To najbliższa „Bastylia” do wzięcia.

 

Cel na szerszą skalę okazuje się bardziej radykalny. Rozwiązaniem liberalnej lewicy [nota bene – odpowiednika peruwiańskich caviares, jak ci zagnieżdżeni w Papieskim Uniwersytecie Katolickim w Peru] nie jest ograniczenie, tylko jeszcze większe rozszerzenie seksualnej wolności. Działacze uważają, że konwencjonalny seksualny promiskuityzm jest zbyt „tradycyjny” i zdominowany przez mężczyzn. Chcą wyeliminować wszystkie stare zachowania, nawet niemoralne. Promują nową epokę płynności seksualnej, która będzie eksploatowana za pomocą alfabetu nowych „tożsamości płciowych”. Co ciekawe, żadne z tych zachowań, które często prowadzą do agresywnych relacji, nie jest poruszane w kampanii medialnego terroru.

 

Dlatego pojawia się groźba nie starego purytanizmu, ale nowego i dziwnego neopurytanizmu, który może się rozpowszechnić w miejscach pracy. Nowi purytanie nie są strażnikami tradycyjnej moralności, lecz radykałami żądnymi krwi i domagającymi się zupełnego zrównania „płci”. Furia nowych purytanów nie zna granic. Te same feministki, które nękają kobiety, promując aborcję, są teraz nowymi zelotami i to one określają, co jest nadużyciem, a co molestowaniem. Wydadzą chrześcijanom bezpardonową wojnę.

 

Przywrócić chrześcijański porządek

Bez wątpienia realnym rozwiązaniem jest powrót chrześcijańskiej moralności. Źródłem problemu jest rozwiązłość, a jedyną formą zażegnania go – stworzenie moralnego społeczeństwa.

 

To jasne, że nowi purytanie nigdy nie zaakceptują takiego rozwiązania. Ale jest ono naprawdę jedyną możliwością, ponieważ bierze pod uwagę upadłą naturę mężczyzny i kobiety.

 

Kościół wskazuje normy moralne tworzące warunki do życia w harmonii i podpowiada środki, za pomocą których łaska Boża działa na dusze, aby mogły przezwyciężyć bezładne żądze prowadzące do nadużyć i grzechu. Kościół ukazuje harmonię, nie walkę klas (ani „płci”); sprawiedliwość, nie gniew; czystość, nie rozpustę.

 

Jakiekolwiek inne rozwiązanie będzie prowadzić do chaosu i konfliktu. To dlatego należy mówić głośno o furii nowych purytanów – aby nie rozszerzyła swojego obłędu na naród.

 

 

 

John Horvat II

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie